WIEDŹMIN I CAŁKIEM NIEPOTRZEBNA PARODIA
ROZDZIAŁ 1
By Karmen aylinn@interia.pl
Geralt właśnie odcedzał kartofelki, gdy dobiegł go krzyk Yennefer z wieży, a zaraz po nim siarczyste przekleństwo, od którego nawet krasnoludowi z Mahakamu więdły uszy, więc go nie zacytuję. Chcecie wiedzieć? Serio? No dobra, ale ostrzegam wrażliwych. Oto przekleństwo, które powiedziała Yennefer: O, kurwa! Sami chcieliście.
Wiedźmin spojrzał zdziwiony w stronę schodów prowadzących na szczyt wieży nie bardzo wiedząc co zrobić. W końcu zadecydował. Odstawił garnek z pyrami na piec i pobiegł na górę. Wbiegł do pracowni. Pracownia jak pracownia. Zawalona była księgami, zwojami i innymi duperelami, żeby wyglądało, że ktoś inteligentny tu pracuje, nawet jeżeli tak nie było. Geralt stanął zaskoczony na widok Yennefer i zaczął się śmiać:
- Czego się kurwa śmiejesz? - spytała zagniewana czarodziejka.
- Spójrz... Spójrz na... Siebie! - Geralt krztusił się ze śmiechu. Yen podeszła do lustra i znów zaklęła
Jej twarz umorusana była sadzą, ubranie było wściekle różowe, a włosy... tak, jej piękne kruczoczarne włosy były...Zielone.
- Do cholery, co ja Ania z Zielonego Wzgórza jestem?! - czarodziejkę zaczęła ogarniać furia.
Geralt nie odpowiedział bo normalnie nie mógł tak się śmiał. Yen ze złości rzuciła w niego piorun kulisty. Wiedźmin zwinnym wiedźminskim ruchem uniknął ataku, choć tak naprawdę ze śmiechu upadł na ziemię unikając tym samym piorunu, który wyleciał przez okno.
*****
Mistle obudziła się szczęśliwa. Spojrzała na nią. Była piękna pomimo szramy na ryju i wiecznie tłustych włosów. Wstała i zaczęła sikać do doniczki za oknem:
- Jesteś taka seksi - rzekła Ciri podparłszy się na łokciu. Mistle uśmiechnęła się podciągając galoty na rzyć.
Nagle Ciri krzyknęła wskazując na coś obgryzionym paluchem. Mistle nie zdążyła się obrócić. Nie zobaczyła jak piorun kulisty wlatuje przez okno i zmienia ją w kupkę popiołu:
- Yennefer! - Cirilla Fiona Elen Riannon, królowa Cintry, księżna Brugge i diuszesa na Sodden, dziedziczka Inie Ard Skellig i Inis An Skellig, suzerenka Attre i Abb Yarra krzyknęła gniewnie.
*****
No i wracamy do akcji. Teraz, gdy wiecie co się stało z piorunem kulistym opowiem co się działo w domu Geralta. Yennefer udaje Andzię Bertę Shirley aep Walter, Geralt tarza się ze śmiechu po podłodze, a w kącie ktoś stoi. No i jeszcze to, że w kuchni pyry się przypalają.
Wiedźmin krzyknął przeraźliwie i zbiegł ratować ziemniaki. Czarodziejka spojrzała na postać w kącie. Był to zdziadziały grzyb z wymięta czapką na głowie ubrany w worek po kartoflach i z badylem w ręku. Jego długa broda była nieźle skołtuniona i dało się słyszeć dźwięki dobrej zabawy wesz, które się tam zadomowiły:
- Kim jesteś? - spytała Ania... yyy... to znaczy Yennefer. Ups.
- Jam jest Gandalf zwany Szarym - odparł Gandalf Biały.
- I po coś cholera otwierał ten pieprzony portal? Zobacz jak ja wyglądam!
- Nie trzeba było stać w przejściu.
- Bo jak ci przyfastryguję...
- Słuchaj, waszemu światu grozi niebezpieczeństwo.
- Tak, tak, wiem. Tedd Deireadh. Czas Zimna, Czas Końca itp. itd.
- Co?
- No przepowiednia Ithilinne Aegli aep Aevenien.
- Nie o to chodzi. W naszym świecie, z którego pochodzę stworzono pierścień, który dawał władzę nad światem. Był to zły pierścień. Już mieliśmy go zniszczyć, gdy pojawił się ten, o którym wspominają legendy. Porwał on Pierścień Zła i uciekł do waszego świata.
- Kim on jest?
- To... Harry Potter.
Yennefer krzyknęła i upadła. Geralt na dole westchnął i znów pobiegł na górę. Wpadł do komnaty. Jego ukochana leżała na kozetce, a jakaś stara pierdoła starała się ja uspokoić:
- Nigdy - mówiła roztrzęsionym głosem czarodziejka, - ale to nigdy nie wymawiaj imienia Sam Wiesz Kogo.
- Kogo? - inteligentnie spytał Geralt.
- Harry’ego Pottera - inteligentnie odparł czarodziej. Yennefer znów krzyknęła zdradzając oznaki zawału serca i zemdlała.
*****
- Czyli jakiś pedzio z binoklami na twarzy zajumał wam pierścionek? - spytał Geralt, gdy siedzieli przy stole z Gandalfem i Yennefer na prochach uspokajających, jedząc obiad składający się z przypalonych pyrek, półżywych udźców baranich i nie ukwaszonych ogórków kiszonych.
- Dokładnie - odparł Gandalf
- No to chyba pójdziemy z tobą bo mój sihill chyba rdzewieje. Yen zwołaj drużynę! - krzyknął ochoczo wiedźmin. Yennefer odparła filozoficznie:
Poszła Janka do ogrodu,
Narobiła dużo smrodu,
Wszystkie szpaki trupem padły,
A te co przeżyły Jankę zjadły.
Morał z tego taki:
Lepiej zabić wszystkie szpaki.
- Hm... ciekawa poezja - rzekł Gandalf popijając z cynowego kubka nalewkę z mandragory o oryginalnej nazwie „Nalewka z Mandragory”.
Nagle do domu wpadł szczeciniasty facet fizjonomią twarzy przypominający smerfa, ale to nie dlatego, że miał duży nos i był niebieski. Mi on się tak kojarzy. Ubrany był w zmechacony kubraczek i brudną od ptasich gówien czapkę z wyświechtanym piórkiem na czubku, z tyłu na plecach nosił gitarę. Tym mężczyzną był...
- Zbigniew Zamachowski? - spytał Gandalf.
- Nie, jam jest bard Jaskier de Lattenhove! - rzekł Jaskier.
- A ja jestem Gandalf Szary zwany Białym.
- A co mnie to obchodzi? Wiecie co? Jak sobie tu do was jechałem wpadł mi do głowy pomysł. - Wiem, że jestem bardem, ale chcę napisać powieść. Mam już początek.
- Wal - rzekł Geralt dobijając widelcem udziec barani.
- A więc dobrze. To idzie tak:
Trzy Pierścienie elfowym władcom szlachetnego miana,
Siedem krzatów monarchom w kamiennych sal koronie,
Dziewięć ludzkim istotom, którym śmierć pisana,
Jeden dla Władcy Ciemności co trwa na mrocznym tronie
W Mordorze, moc którego zwycięży niechciana.
Ten Jedyny by rządzić wszystkimi, ten Jedyny by wszystkie odnaleźć
Ten Jedyny by zebrać je wszystkie i w ciemności zespolić więzami
W Mordorze, moc którego zwycięży niechciana.
Gandalf z wrażenia spadł z krzesła. To plus nalewka z mandragory sprawiły, że zaczął się śmiać histerycznie. Yennefer spojrzała na niego z miną wyższości po czym wyszła na dwór i zapaliła papierosa.
*****
Mężczyzna o rudych płomiennych włosach, zielonych oczach i trzydniowym zaroście rozejrzał się wokoło po czym szybko wszedł do burdelu „Pod Mokrą Pachą”. Rozglądając się spłoszonym wzrokiem podszedł do kontuaru i uderzył w dzwonek. Z sieni wyszła młoda dziewczyna w wieku około 20 lat o długich prostych i przede wszystkim zadbanych blond włosach. Jej uśmiech był niczym promień słońca przebijający się przez deszczowe chmury. Niezła dziołcha z niej była, oj niezła. Uśmiechnęła się (wiecie, ten promyk itp.) i zapytała uprzejmie:
- Co, kurwa?
- Bo... Ja... Tego... - jąkał się facet.
- Ciepły czy nie?
- Yyy... Tego... cie....Ciepły - odszepnął rudy rozglądając się nerwowo wokoło czy aby nikt go nie słyszy.
- Cahir! Cahir! Mamy tu ciotę! Mamy jakiegoś pedzia wolnego na składzie? - krzyknęła dziewczyna w głąb sieni.
- Jest jeden! - dobiegł ją głos Cahira. - Vilgefortz w pokoju 101!
- Dzięki Cahirku.
- Nie ma sprawy Angie!
- Pokój 101 - zwróciła się do mężczyzny. Ten uśmiechnął się słabo, wziął klucz i odszedł.
Nagle Cahir i Angouleme coś poczuli. Mężczyzna wyszedł z zaplecza i spojrzał na swoją nadobną:
- Też to poczułaś? - spytał Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach, Nilfgaardczyk, który jak twierdzi nie jest Nilfgaardczykiem, będący kiedyś na służbie u cesarza o kretyńskim imieniu Emhyr var EmreisDeithwen Addan yn Carn aep Morvudd, którego i tak szlag trafił w wieku 72 lat, gdy okazało się, że... tego nie zdradzę bo ci co nie czytali książki stracą cała radochę, ale ci co czytali powinni się kapnąć. Chodzi o Ciri.
- No - odparła Angouleme - Yennefer nas wzywa.
- To mykamy do niej!
- Trzeba komuś zostawić interes. Gdzie ta... no wiesz.
- No wiem, słońce ty moje. Filippa! Do mnie!
- Ze składziku na miotły poprawiając ciuchy wyszła wysoka kobieta o ostrych lecz przyjaznych rysach twarzy. Podeszła do kontuaru:
- Słucham? - spytała patrząc bliżej nieokreślonym wzrokiem na Angouleme.
- Zaopiekujesz się bajzlem - odparła Angie. - my z Cahirem wyjeżdżamy i nie wiemy kiedy wrócimy. Masz więc odpowiedzialne zadanie.
- Ja nie chcę - jęknęła czarodziejka.
- Jak się zaopiekujesz bajzlem to możesz to robić w sieni z Calanthe.
- No dobra - Filippa Eilhart uśmiechnęła się i puściła oczko do blondynki.
- Dobra Cahir - rzekła niewyraźnie Angouleme spoglądając bliżej nieokreślonym wzrokiem na czarodziejkę, - ja idę spakować rzeczy, a ty osiodłaj konie.
- Tak jest, kochanie - odparł Nilfgaardczyk z szerokim uśmiechem.
I tak po trzydziestu minutach wyruszyli na spotkanie z przygodą. Cahir i Angouleme jakbyście nie wiedzieli.
*****
Emiel Regis Rohellec Terzieff - Godefroy obudził się nagle. Pociągnął nosem i skrzywił się z obrzydzeniem. Spojrzał na trumnę obok. Była pusta. Jego współlokator, wampir Bodzio udał się na łowy. Zawsze, gdy wstawał pierdział niemiłosiernie. Regisa już dawno przestało dziwić dlaczego Bodzia nazywają Pierdzielem. Niech tylko wróci, myślał wampir, wpierdolę sukinsynowi tak, że się nie pozbiera, a potem zatkam mu rzyć korkiem.
Regis podniósł dupę z trumny i wyszedł z grobowca się dotlenić. Gdy stał tak wdychając cudowna woń rozkładających się zwłok i ptasich gówien z ciemności wyleciał nietoperz wielkości...nietoperza i pomknął niczym cień w noc (ale poetycznie napisane, co nie?):
- Co? - rzekł Regis. - Yennefer mnie wzywa? Szykuje się rozpierducha? W końcu! Koniec z Bodziem, koniec z czyszczeniem grobowca z gówien! Witaj przygodo!
Zamienił się w nietoperza i poszoł jak wicher (3m\h).
*****
Łania zastrzygła uszami i powróciła do palenia... tzn. jedzenia trawki (ups, sorry). Maria „Milva” Barring wycelowała. Piękną miała broń. ZEFAR 2000. Model stworzony tylko dla niej z systemem nakierowania satelitarnego. Dzięki temu strzały zawsze trafiały do celu. Łuczniczka wypuściła strzałę. Ta poleciała zygzakiem i znikła w gąszczu. Dał się słyszeć krzyk trafionej driady w Brokilonie.
(Oczywiście, aby strzała z takiego łuku trafiła do celu trzeba mieć celne oko, a Milva... cóż, zez to bardzo, ale to bardzo delikatne określenie).
Milva zaklęła. Nie dość, że straciła strzałę to jeszcze uciekła jej kolacja. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jej stracona strzała wróciła. Wbiła się w drzewo obok ucha Milvy.
Zaopatrzona była w liścik. Łuczniczka wyrwała drzewo ze strzały i rozwinęła rulonik.
Droga Milvo,
Ty szmato! Jedna z driad nie żyje zabita przez Ciebie. Idź do optyka albo co bo tak dalej być nie może. To już ósma driada w tym tygodniu, a mamy poniedziałek! Przysyłamy Ci też wiadomość od czarodziejki Yennefer.
Z radosnymi pozdrowieniami,
Brokilon
Niżej napisana była wiadomość od Yen. Wy ją znacie, więc nie będę się powtarzać. Milva zwinęła liścik i uśmiechnęła się. Wiedziała o co chodzi. W końcu coś do roboty. Założyła łuk na ramie, poprawiła kołczan i ruszyła przed siebie. Przygoda nie mogła czekać.
*****
Yennefer stała przed domem paląc papierosa. Wiedziała, że wiadomość dotarła do wszystkich. Wyrzuciła za siebie niedopałka i uśmiechnęła się krzywo. Już tu idą Lordzie, myślała, a wtedy zobaczymy kto komu rzyć skopie. Tyle lat czekania, ale już niedługo. Już niedługo. Do zobaczenia Lordzie H.P.
Monday, September 25, 2006
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
13 comments:
tej, dlugie to, nie chce mi sie czytac ;P
a co mam podzielić na?? przecież można czytać po kawałku :)
ty leniwcze, to nie czytaj :P
Karmen, zajebiste!! za jednym zamachem zaliczyłam :)
juhuuu to jednak któś czyta!!!! niedługo dam drugi rozdział :)
sehr gut :]
wydrukowałem se nawet, ale jakoś nie przeczytałem jeszcze
luzik, w przyszłym tygodniu rozdział drugi więc prepare buahahahaha :). Cheers.
i co z tym rodziałem numer dwa, hę??
będzie po nowym roku :) obiecuję
przeczytałem. wole T. Prachetta
Yaszczszomp Kobieto. :D
Podoba mi sie, tak samo, jak wiele innych rzeczy które wychodzą spod palców Twojech.:D
PS. Co za potępienia godne lizusostwo, wstydzę sie za siebie. :P
Ten anonymous to tego, eee..., jakiś znajomy z ...twarzy. :D
Yaszczszomp! Oj wstydź się wstydź. Ale w sumie może jeszcze trochę posłodzić :P
Post a Comment